Trafiliśmy tu przez jeden z tych wielu rankingów internetowych „najlepszych kawiarni w warszawie”. Kawiarnia „Miedzy Słowami” kryjąca się w jednej z bram wystawnej ulicy Chmielnej trochę mnie zaskoczyła. I nie chodzi o tłum, jaki zastaliśmy w środku i wszechobecny gwar – jesteśmy przecież na Chmielnej, to oczywiste że są tutaj ludzie. Kawiarnia „Między Słowami” jest typowym miejscem korzystającym na znakomitej lokalizacji – jeśli spełnisz podstawowe warunki (będzie tu ładnie, zaoferują coś na ząb i piwo) klientelę masz gwarantowana! Niestety kawa na tym traci.. bardzo.
Z czystej ciekawości zamówiłam Irish Coffee. Interpretacja tego irlandzkiego specjału bardzo mnie zaskoczyła. Na kawie wymieszanej z whiskey ktoś umieścił jedną z najbardziej drażniących mnie rzeczy – bitą śmietanę z hipermarketu w ilości ogromnej. Po uporaniu się z tą białą masą, dotarłam do najważniejszego – kawa. Ojej… czuję gorycz, która nie jest efektem dodania whiskey…Dawid ratuj!!…
Cóż chyba tylko dobrym słowem mogę poratować… Coś czuję, że zaczyna nas prześladować „rioba” – to kolejne miejsce, które serwuje kawę tej marki. A niestety, ich produkt „Gold” ma 20% Robusty, co jak już pisaliśmy w poprzedniej recenzji odbija się na smaku. Tu niestety podobnie. Płytki, zbyt gorzki smak. Plus chyba za długo zaparzana. Efekt więc, z każdej strony – marny.
O samym miejscu tyż niewiele lepiej wypowiedzieć się mogę. Nakreślę Wam obrazek. Jesteście w drodze, jedziecie gdzieś w Polsce. Po odpowiedniej ilości godzin spędzonych w aucie zatrzymujecie się w małym, mazurskim na ten przykład miasteczku. Przy rynku znajduje się najbardziej „szpanerski” lokal w mieście, na przykład stylizowany na góralszczyznę. Tylko właściciel nie widział różnicy w ścianach z prawdziwego drewna. Panele wyglądają równie dobrze.No a kawa to nieśmiertelna Lavazza. Bo po co ma kupować tą droższą. Że niby świeżo palona. Ta też dobra, a jeszcze w promocji i z firmowym cukrem w torebkach. Klasa. No i właśnie to znajdziecie w „Między słowami”. Stylizacja na przytulny lokal w starym stylu psuje nietrafiony burgund na ścianach, ogólny misz-masz i brak „tego czegoś”
No, to tyle krytyki. ALE, ZDECYDOWANIE MIĘDZY SŁOWAMI JEST SYMPATYCZNYM MIEJSCEM! Właściciel jest bardzo miły, kelnerka która akurat była na zmianie również. Kawiarnia jest położona w cichym miejscu, panuje tu lekki gwar i bardzo delikatna muzyka. Jest czysto, schludnie, ceny również nie powalają, a karta wypełnia dwie strony A4 drobnego druku. Koktajle, kawy, herbaty, przekąski i alkohole, sałatki i tym podobny asortyment.
Niestety, to wszystko jest maksymalnie srednie. Między słowami to po prostu do bólu średnie, niezłe, wyważone miejsce. Bez ambicji bym powiedział. I jak pisała Iza – ze względu na lokalizację na pewno radzą sobie bardzo dobrze. Zdaję sobie też sprawę – różne są gusta i jak na razie naszymi faworytami są po prostu kawiarnie innego typu – bardziej przestrzenne, białe, nowoczesne. Z kawami palonymi tydzień temu podanymi przez obsługę o dziwnych fryzurach w kolorach tęczy. Jasne. Jednak, będę tego bronił, kawiarnia nie poradziła sobie po prostu ze stylem w jaki chciała wejść. Inna skala, jednak tak jak MiTo w swoim klimacie jest w wysokim punkcie skali, tak tu jest to co najwyżej środek.