Leniviec, leniviec, leniviec… No i właśnie rozleniwiłem się. Boże, jak tu gorąco!!! Ledwo kurtkę z szafy wyjąłem, a oni już grzeją jak na mrozy. EH. Ale spokojnie, to tylko off topic był, z miejscem jest wszystko w porządku, o czym już za chwilę.
Leniviec jest, jak sobie teraz uświadamiam, kontynuacją „Trasy Centrum” – vel. „Tęcza-tour” – byliśmy w Ministerstwie Kawy,byliśmy w Przystanku MDM, Leniviec był więc naturalną konsekwencją. I ciekawą odmianą jednocześnie.
Leniviec jest bowiem klubokawiarnią, bądź, jak sami wolą się nazywać koktajl barem. Jaka jest różnica? W końcu niejedna Kawiarnia (a właściwie wszystkie) w jakiej byliśmy rozszerzała swój repertuar daleko poza kawę – alkohole, ciastka, kanapki, tarty.Tutaj, jak i w wielu klubokawiarniach, czarna ściana pozostaje obowiązkiem. Jednak w klubokawiarni jest po prostu znaczne przesunięcie – od kawy do reszty.
Nie zrozumcie mnie źle – miejsce jest bardzo, ale to bardzo sympatyczne. Leniviec idealnie oddaje styl lokalu. Świat za wysokimi oknami płynie jakby odrobinę szybciej niż w środku. Usiądź, lub ukryj się w jednym z zakamarków (jest świetne miejsce nad barem – dwa fotele i mały stoliczek). Wystrój komfortowy, twardym zydlom mówiący nie. Fotele, wysokie krzesła, niskie kanapy na parapetach. Wyboru pozycji słodkiego lenistwa jest pod dostatkiem. Jednak „klubowe” oświetlenie łamie styl, nie pozwalając poczuć się zbyt „miękko”.
Od razu przy wejściu widać że jest to fajne i zadbane miejsce. Muzyka w odpowiednim nagłośnieniu pozwala spokojnie rozmawiać, a wszechobecny gwar nie przeszkadza w oderwaniu się od otoczenia. Idealne na spotkanie ze znajomym lub też większą grupą, dobrze sprawdzi się na wypicie lampki wina lub podelektowanie się ciastkiem w kąciku przy oknie. Zgadzam się natomiast że jest tu zbyt ciemno – praca komputerze czy też czytanie książki może się nie udać, jeśli powoli zapada już zmrok.
Ale co z tą kawą. Pierwsza sprawa – jest drip, jest aeropless, chemex. Może i jest to klubokawiarnia, ale wybór większy niż w niejednej „normalnej” kawiarni! Ok, zacznijmy od dripa – jest w porządku. Znam kawę, którą tutaj podają, smak mnie nie zaskoczył. Dripa potrafią przygotować, i mają dobre ziarno. Jestem na tak!
Kolej na cappucinno, pierwsza rzecz – jest dobrze przyrządzone. Co prawda smakiem nie wyróżnia się na tle innych, ale uważam że jest po prostu dobre i przede wszystkim łagodne. Dla osób które chcą wyczuć więcej ziarna poleciłabym wybrać kawę z mniejszą ilością mleka. No właśnie, Dawid, jak tam flat white?
Zostało mi flat white – hmmmm. Kawa sprawiła mi odrobinę wysiłku. Pomlaskałem sobie trochę, posiorbałem – i wyszło mi, że to bardzo dobra kawa. Nie, nie rewelacyjna, pianka, jak przywielu flat white bardziej czarna niż kremowa, jakiś taki posmak gorzki z tyłu też został. ALE, ostatecznie to przemawia za tym, że kawa co prawda na tytuł świetnej nie zasługuje, ale zdecydowanie pozytywną jest! Wiem, tak się czasem trudno pisze, a dla Was czyta – bo kawa tu zdecydowanie zasługuje na pochwałę, ale bez przesady. Jest po prostu dobra – i dobrze. Nic więcej nie wymagam, w sytuacji, kiedy lokal oferuje tyle innego dobra.
Obsługa jest bardzo przyjemna, byłem tu wcześniej parę razy, za każdym wychodziłem bardziej uśmiechnięty niż wchodziłem. Sympatycznie, nienarzucająco się, szybko i porządnie. Kawy obie – flat i cappuccino zrobili z serduszkiem na wierzchu. No i słuchajcie – sami dali mi pieczątki! W każdym lokalu, w jakim byłem trzeba się było dopominać. O wzięciu pieczątek za Izę, która nie przejawia takich łownych zapędów, to już nikt nawet nie pisnął. A tu, proszę – do rachunku karta, 3 pieczątki za 3 kawy, wszystko z uśmiechem i na poziomie – można drobiazgiem podnieść wrażenie z wizyty o całe piętro – można! Nawet spocić się nie trzeba 🙂
Leniviec to świetne miejsce na spokojniejsze wypady. Znajdzie coś się dla każdego – cichy zakątek na randkę oraz większa przestrzeń dla grupy. Alkohol, kawa, ciastko i wszystko na poziomie! Jako klubokawiarnia lokal zdał test:)